piątek, 25 grudnia 2009

dobrze mi tu ... dobrze mi z wami

Tęskniłam, tęskniłam okropnie. W sumie nawet nie zdawałam sobie sprawy, z tego jak mocno brakowało mi najbliższych. Szybkie życie w burej Warszawie, wytworzyło niesamowitą rutynę. Poranne: Cześć Kasiu!, szybki marsz z zamkniętymi oczami do kuchni i ślepe robienie kawy, śniadanie, ogarnięcie się, spojrzenie w lustro(raz, drugi, trzeci...czasem i piąty) i biegiem do metra. Wykład, drugi, trzeci... ćwiczenia, czasem zdarza mi się przylulać na zajęciach.Potem trening, albo AEGEE, albo matma, albo jakieś babskie popołudnie, rzadziej piwko z kolegami. 19 obiad, który w sumie jest kolacją, rozmowy ze współlokatorkami.Potem już tylko długie, długie wymiany zdań z Krakowem, wspólne opowiadanie bajek, zasypianie... a czasem i sms pobudki. Miło, fajnie, ekscytująco, ale... tak naprawdę brakuje mi tu MOICH,MOICH.
Święta to czas magiczny, w czym utwierdza nas świat wokół, telewizja, prasa, reklamy, mocno narzucają nam świąteczne podekscytowanie i cudowoność, ale dla mnie to naprawdę niesamowite chwile, a w tym roku, jest mi naprawdę błogo.
Czemu? Bo naprawdę nadal jestem córusią tatusia i nie ma dla mnie nic przyjemniejszego niż posiedzenie mu na kolanach, choć nie mocno rywalizuje z tym upieczenie ciasta z Elą, albo powygłupianie się z Misią. Brakowało mi iskierek w ich oczach, tych od śmiania i zadumy, nawet te kilka zmarszczek, które przybyło od zeszłej Wigilii powoduje uśmiech na mojej twarzy, bo to zmarszczki od kochania. Moi rodzice od zawsze inspirują mnie, inspirują do miłości. Nie znam bardziej zakochanych gołąbeczków z dwiema dorosłymi córkami. To jak tata patrzy na moją mamę, powoduje u mnie zazdrość i dumę. Oj, mój przyszły mąż ma ciężkie zadanie, bo moja rodzina nienormalnie się kocha i szanuje. Niezmiennie od 28lat. A może i mocniej.Tak, u nas święta to czas miłości, cudownego rodzinnego ciepła(nie no czasem pojawi się jakaś goryczka, foch- przeważnie z resztą z mojej strony) ale... ale... jest cudownie.
Strasznie mi błogo, mimo, że w tym roku postanowiłam sobie trochę żałować smakołyków.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

:))) nie przypuszczałam, że będę sie tak cieszyć z przyjazdu mojej nieznośnie żywiołowej nieocenionej Buni...ale..stało się. I jest dobrze. Z Tobą!i resztą :)))))

TWOJA miśka.

p.s. intrygujące to "ślepe robienie kawy" hahaha...jutro poproszę :D