piątek, 25 września 2009

Najtrudniej jest się spakować.

Od 2 dni jestem w Warszawie, powoli odnajduje się w tym całym bałaganie.Rano budzi mnie słońce, bo nie ma to jak okna pokoju na wschód, właśnie mrużę oczy żeby być w stanie odczytać co wystukałam na laptopie. Jak dobrze, że nasze mieszkanko jest takie przyjemne, jak dobrze, że mam pokój z Binią.
Nienawidzę się pakować, w szczególności gdy to nie 2 tygodniowe wakacje czy warsztaty taneczne(choć i wtedy pojawiają się problemy, bo nagle niczym McGaywer uważam, że wszystko może się przydać, a kobieca próżność nie pozwala zabrać 4 t shirtów i 2 par jeansów). Zmieszczenie wszystkoch moich szpargałów graniczyło z cudem,ech nazbierało się tego przez 19 lat. Nie obyło się bez kompromisów, Pan Żaba musiał zostać w domu,podobnie jak moje ogromne dresiwo na treningi, czy połl itrowy kubek na kawę, ale to raczej z przyczyn zdrowotnych, bo, ech życie jest dziwne, prawie abstynentce zaczęły się problemy z wątrobą. Ale tak naprawdę zapakowanie tego do walizek i toreb, rozwaliło mnie emocjonalnie, ot tak odrobinę. Bo nagle, naprawdę zdałam sobie sprawę, że 19 lat mojego życia mieści się w 4 plecakach. Wiem, wiem są jeszcze wspomnienia, tylko no właśnie... jakie było to 19 lat? Trudno podsumować to wszystko w jednym zdaniu, nie wiem, czy wystarczyła by kartka a4. Wyzwania, walka ze sobą i własnym ciałem, próby charakteru, dużo samozaparcia, szukanie kompromisów, częste rozczarowania, sobą i otoczeniem? Tak, na pewno... Ale ja najbardziej pamiętam smak sukcesu, to cudowne uczucie gdy wszystkie oczy są skierowane na moją osobę. Narcystyczne?Może... ale ja po prostu lubię osiągać postawione sobie cele.Szkoda mi trochę tych przyjaźni, relacji .. choć wiem, że jeśli są prawdziwe, to przetrwaja znacznie więcej niż 300km oddalenia.

Brak komentarzy: